Zauważyłam u siebie taka prawidłowość,że musi upłynąć więcej czasu by móc znów wrócić. Tak dużo się ostatnio dzieje, że aż czasami tchu brak.Ktoś powie dobrze, odpowiem :tak dobrze.Wytchnienie znajduje przed snem kiedy staram sobie odtworzyć dzień.Ostatnio złapałam się na tym, że gdy mój nauczyciel angielskiego pytał jak minął tydzień, miałam problem z przypomnieniem sobie co się wydarzyło. Smutne ale prawdziwe.Dlatego wracam do "mleka"bo Ono daje mi to wytchnienie, skupienie myśli:)
Chciałabym kilka słów o moich namiętnościach, ukochanych rzeczach-lampach.
Dziś trochę nostalgiczny nastrój mnie ogarnia bo dzień ku temu sprzyja.Przypomina mi się mój
dziadek i jego własnoręcznie robione lampy.Lampy były robione z drewna, podstawy toczone na tokarce (powstawały tzw. tralki,tak jak u Pani Illse Crawford:)),klosze były robione z drobnych listewek,misternie przycinanych i łączonych ze sobą.Lampy dawały bardzo przyjemne światło.Pamiętam jak jako dziecko uwielbiałam wpatrywać się w promienie padające na ściany, tak jakby słońce wpadało na dobranoc. Przy najbliższej okazji zrobię zdjęcia tym lampom.
Lampy mnie natchnęły,bo wciąż je poszukuje.W tym moich wędrówkach była na trasie Kopenhaga.Polecam ,polecam dla miłośników duńskiego designu .Miasto sprzyja włóczeniu się ,poszukiwaniu, wąchaniu ładnych,ponadczasowych przedmiotów.Ja maltertowałam moją koleżankę sklepami z lampami,oj było ich ,było.No tak ,jak ma się takie tradycje w designie:)
Koniecznie trzeba wejść do sklepu ILLUM .Zobaczyć lampę "Karczoch" PH Poula Hennigsena
bezcenne:)
A to polski akcent.Lampa zrobiona ze słoików ,jeden z nich z ŁOWICZA:)